Jak twierdzi jedno z praw Murphy’ego, odkładaj na później to, co wymaga
ciężkiej pracy, a być może ktoś zrobi to za Ciebie. Jeśli nie stosujecie tej
zasady w waszym życiu, może to oznaczać, że zasada jest stosowana na Was. A przynajmniej
jest to prawdopodobne. Chociaż z tym ostatnim zapewne nie zgodziłby się słynny
szwedzki poliglota Allen Collins. Gdyby istniał.
Allen Collins,
czyli jak zostać poliglotą
Szwedzki poliglota Allen Collins nie istnieje (tak, jak i jego marketingowy
bliźniak Magnus Carlsson), co nie przeszkodziło Allenowi Collinsowi podzielić
się ze światem tajemnicą nauki języka obcego w 14 dni. A nawet opracować fiszki
Easy Phrases (tudzież Simple Words), które (jak twierdzi twórca Allena Collinsa),
w przeciwieństwie do tradycyjnych metod nauki języków obcych pozwalają
wykorzystać maksymalnie dużo struktur mózgowych, a tym samym pozwalają w pełni wykorzystać
możliwości Twojego umysłu. Nareszcie! Wspaniała nowina! Gdyż jak powszechnie wiadomo,
tradycyjna metoda nauki języków obcych wykorzystuje jedynie nerki, omijając
zwoje mózgowe. I przyzna to każdy lektor angielskiego odpowiednio długo
przypalany ogniem.
Przeliczając 14-dniową metodę nauki angielskiego albo niemieckiego na
twarde dane spisane z sufitu, nauka metodą Allena Collinsa pozwoli zapamiętać
nawet 500 słów dziennie! Gdyż metoda Easy Phrases nawet 5-krotnie zwiększa
wydajność pamięci, a to wszystko dzięki mieszance magii i pseudonaukowego
marketingu udowadniającemu, że, zacytuję: „Wyraz w języku obcym trafia do lewej
półkuli, natomiast skorelowany z nim obraz do prawej” (źródło tej złotej myśli
to strona phrases.pl, strony sprzedażowe często się zmieniają, ale zawsze
pozostają w czołówkach wyszukiwań Google’a, łatwo będzie znaleźć kolejną wersję).
Nareszcie znalazło się zastosowanie dla obu półkul mózgowych. Dzięki Ci, o
twórco Allena Collinsa!
Z ciekawości przejrzałem internetową myśl marketingową i muszę przyznać, że
podobnych ofert spełniających nasze dowolne życzenia są dziesiątki. A dotyczą
wszystkiego. I nauki języków obcych w 14 dni, i stania się obrzydliwie bogatym
w kwartał, i zrzucenia 10 kilogramów w 10 dni, i kupowania najnowszych iPadów
za grosze. Wszystko bez wyrzeczeń, bez walki, bez stresu. Innymi słowy: „Samo się zrobi”.
Kierując się prawdomównością reklamy, wszystko „Samo się zrobi”. Gdyby zastosować wszystkie magiczne produkty na
raz, po pół roku Bill Gates zazdrościłby mi bogactwa, George Clooney charyzmy,
Scarlett Johansson figury a Emil Krebs znajomości języków obcych. Ten prawdziwy
Emil Krebs, nie ten z marketingowych obiecanek (o czym jeszcze napiszę!).
Życie to nie
film!
Niestety, jak stwierdził niegdyś w reklamie słynny (przynajmniej w Polsce) aktor
Bogusław Linda: „Życie to nie film”. Fakt. Życie bohaterów komiksów i życie
bohaterów reklamówek żadną miarą nie przekładają się na rzeczywistość.
Ugryzienie przez radioaktywnego pająka nie pozwoli nam śmigać po ścianach
drapaczy chmur i walczyć ze złem, korzystanie z magicznych eliksirów nie wpłynie
pozytywnie na jakość naszego życia (przynajmniej w długim okresie), a fiszki do
nauki angielskiego nie poprawią 5-krotnie zdolności naszych mózgów.
Nie zmienia to faktu, że wiara w to, że wszystko „samo się zrobi” ma się świetnie. Na tyle świetnie, że jak grzyby
po deszczu pojawiają się kolejne reklamy i kolejne produkty (zwykle będące
starym pomysłem w nowym opakowaniu), które zdobywają rynek i rzeszę Klientów.
Głównie zawiedzionych (delikatnie mówiąc) Klientów, którzy wszystkim wokoło
odradzają korzystanie z danego produktu.
Co z kolei oznacza, że czas życia danej marki produktu dobiegł końca i produkt
trzeba wprowadzić go pod nową marką, oprzeć o nowe autorytety, o nowe „dane
naukowe”. Dzięki czemu uda się sprzedać kolejnych kilka tirów magicznych
rozwiązań na dowolne potrzeby, a część zarobionych pieniędzy przeznaczyć na
wprowadzenie na rynek kolejnych, „nowych” produktów. I interes się kręci.
Jak mawiał taksówkarz (w którego rolę wcielił się Wiesław Gołas) z „Hydrozagadki”:
„I o to chodzi, i o to chodzi”. W teorii każdy z nas uważa, że nie sposób go
oszukać. Ach, ego. Problem w tym, że oszukać nas łatwo. Czasami tak łatwo, że
potem jest nam wstyd.
I o tym będzie ten blog, by na dać się oszukać!