Jeśli pracowaliście w
redakcji kolorowych magazynów o dowolnej treści, musieliście mieć styczność z
artykułami rankingowymi, w których dzielni dziennikarze testują szeroką gamę
produktów, aby wskazać Czytelnikowi ten najlepszy. Zaiste szczytna to idea, ale
na idei się kończy. Wygrywa produkt sponsora rankingu. Ale to było dawno, czasy
się zmieniły. Teraz tworzy się „niezależne” portale, które tworzą ranking
produktów… Zgadniecie?
JPT Investment Partners Limited, cypryjska potęga
Tak, w dzisiejszych
czasach pozornie niezależne portale tworzą ranking różnych produktów vel marek
należących to jednej i tej samej firmy. Przykład? Bardzo proszę. Gdybyście
szukali specyfiku na potencję i nie wiedzielibyście, który by tu wybrać, to
traficie na jedną ze stron, które są świetnie wypozycjonowane (oklaski dla
speców od SEO) i na której znajdziecie rankingi tabletek na potencję (co
ciekawe, takich stron jest kilka, z tymi samymi suplementami diety na potęcję!).
W skład rankingu wchodzą
opisywane już na blogu Vigrax (który ranking wygrał), Climax Control (drugie
miejsce), Zytax (trzecie) oraz Maxatin, Xtrasize i Vialafil (poza „pudłem”). Ranking
sporządzono na postawie opinii redakcji oraz opinii internautów (w liczbie od
ponad 800 w przypadku Vigrax, po ok. 200 w pozostałych przypadkach, kolejność i
liczby właściwe dla jednej ze stron). Fajnie, tylko co z tego?
Jak to w przypadku suplementu
diety na potencję, wspomniane środki nie są niczym odkrywczym i bazują na
L-argininie, żeń-szeniu, buzdyganku naziemnym, cynku albo na korzeniu macy.
Których to działanie już opisywałem na blogu przy okazji poszczególnych
preparatów i nie ma sensu powtarzać tego w obecnym poście. Nie w tym rzecz.
Ciekawsze od składu jest coś innego.
Wspólnym mianownikiem
łączącym suplementy z pozycji od pierwszej do piątej jest właściciel wszystkich
stron internetowych, kończących się na „.pl”, JPT Investment Partners Limited.
Właściciel stron, gdyż producent pozostaje anonimowy (Regulamin o wadze 47kB
(na każdej ze stron) uporczywie usiłuje otworzyć MSOffice, a widnieją w nim dane
Dhamhil Corp. z Panamy). Właścicielem
stron Vigrax, Climax Control, Maxatin i Xtrasize pozostaje jedna firma, mieszcząca
się na pięknym i słonecznym Cyprze w Limassol. Zytax to ta sama firma (a
przynajmniej ta sama nazwa), ale z adresem w Nikozji. Vialafil to inna organizacja,
ale strona tego suplementu również zarejestrowana jest na firmę cypryjską (dane
za DNS NASK).
Ranking rankingowi nierówny
Reasumując, rankingi to
kolejne stronę zaplecza SEO, którym nie sposób zarzucić braku jakości czy
elegancji, ale na pewno można jej zarzucić „drukowanie” wyników. To mniej
więcej tak, jakby samozwańczy miesięcznik motoryzacyjny stworzył ranking najlepszych
aut świata, w którym znalazłyby się Audi Q7, Volkswagen Passat, Bentley
Continental GT, Seat León i Skoda Superb. Gdyby nie wydało Wam się to
podejrzane, to informuję, że wszystkie marki należą do koncernu Volkswagena.
Analogiczny ranking można stworzyć z samochodami Fiata czy General Motors, albo
dla dowolnego innego koncernu, produkującego dowolne wyroby.
Problem w tym, że taki
twór nie jest rzetelnym rankingiem. To po prostu strona reklamująca konkretne produkty,
do tego udająca stronę opiniotwórczą. Co może, kolokwialnie i delikatnie rzecz
ujmując, wkurzać, ale nie oszukujmy się. Większość opinii, na które traficie w Top
10 Google albo na czołowych portalach informacyjnych i blogach, wynikają z
przepływu gotówki lub produktów.
Trafiając na taką stronę
z rankingiem łatwo dać się oszukać. Jeśli wpiszecie w wyszukiwarkę Google’a (a
zapewne i w dowolną inną) nazwę jednego ze specyfików opisywanych na tym blogu,
pierwszą stronę z wynikami wyszukiwania zajmą Wam opinie zachwyconych
użytkowników. Zupełnie jak na partyjnym zebraniu, na którym na krytykę nie ma
miejsca, tylko „aplauz i akceptacja tych naszych tutaj propozycji” (cytat z
pamięci).
Co ciekawe, Google
oficjalnie walczy z takimi działaniami, traktując je jako spam. Jak widać na
załączonym obrazku – nieskutecznie. Specjaliści branży SEO nie mają problemów z
szybkim wypozycjonowaniem dowolnej strony, która stanowi opinię zachwyconych
„użytkowników”. Wcześniej czy później (albo nigdy) Google założy na taką stronę
filtr lub ban, ale chwilę później na jej miejsce powstaną dwie kolejne. To jak
walka z wiatrakami.
Konsumencie! Zanim uwierzysz – pomyśl!
Jedyna linia obrony,
która pozostaje nam, Konsumentom - Internautom, to własna inteligencja. Jeśli
trafiasz na ranking dowolnych produktów, przyjrzyj mu się krytycznie. Bardzo
krytycznie. Najczęściej (ale nie zawsze) celem rankingu nie jest darmowa pomoc
Czytelnikom, ale promocja konkretnych produktów. Nie zawsze jest tak, że
wszystkie produkty w rankingu pochodzą od jednego producenta. Znacznie częściej
rankingi buduje się z produktów dostępnych na rynku, znanych Konsumentom i w
zgodzie z podstawową zasadą handlu – zwykle wybieramy produkty ze środka
zakresu cenowego w nadziei, że ani nie przepłacamy, ani nie kupujemy badziewia.
Dla przykładu, jeśli
stworzę ranking samochodów składający się z Poloneza, Volkswagena Golfa i
Maserati Quattroporte, co wybierzecie? Gdybyście mieli wątpliwości, w opisie
uzasadnię, dlaczego Polonez to badziewie a Maserati jest zbyt drogie. I nawet
słowem nie wspomnę o Golfie. Nie będę musiał. Przykład oczywiście jest mocno
przerysowany, ale jasno pokazuje, jak tworzy się efektywny ranking. A im więcej
parametrów mają produkty, tym łatwiej uzasadnić przyznanie pierwszego miejsca.
Tworzenie rankingów to
czasami wyższa szkoła jazdy. Nie wierzcie jednak w to, że podobne zestawienia
są tworzone pro publico bono. Zdarza
się to, ale bardzo, bardzo rzadko. Najczęściej ranking to konkretna strategia,
konkretne pieniądze (względnie produkty, co na jedno wychodzi). Z tego powodu
podchodźcie sceptycznie do rankingów, ku własnemu szczęściu i pomyślności.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz