Translate

wtorek, 21 czerwca 2016

Jak zarobić 100.000 złotych na organizacji szkoleń?

http://samosiezrobi.blogspot.com/2016/06/jak-zarobic-100000-zotych-na.html
Na podstawie PixaBay (CC0 Public Domain)
Przez wieki swojego nierównomiernego rozwoju ludzkość, dzięki najwybitniejszym przedstawicielom, dokonała wielu odkryć i wynalazków, które zrewolucjonizowały nasze życie, zarówno w wymiarze praktycznym jak i teoretycznym. Jednym z najnowszych wynalazków jest przezabawna, ale i niezwykle dochodowa idea przeprowadzania pseudoszkoleń. Z czego? Ze wszystkiego!

Pseudoszkolenia mają kilka zalet, które sprawiają, że są jednym z najprostszych do zorganizowania i jednocześnie jednym z najbardziej dochodowych biznesów. I nie w tym żadnej przesady. Od czasu do czasu zdarza mi się recenzować różnego rodzaju szkolenia, uczestniczyć w nich, tworzyć ich plany a nawet prowadzić różnego rodzaju warsztaty praktyczne. Mam więc ten przywilej, że mogę spojrzeć na proces szkoleń i pseudoszkoleń z różnych perspektyw. 

Perspektywa uczestnika pseudoszkoleń


Większość z nas postrzega każdy problem z własnej, egocentrycznej perspektywy. I nie ma w tym nic złego. Ludzka psychika działa w oparciu o koncentrację na własnych potrzebach i własnych celach (aczkolwiek uwielbiamy myśleć o sobie w kategoriach poświęcenia dla innych). Udając się na szkolenie, zwykle opłacone przez korpo-pracodawcę, mamy nadzieję na wzbogacenie własnej wiedzy, poprawie własnych umiejętności w jakiejś dziedzinie czy wręcz zyskanie zupełnie nowych kompetencji. Logiczną konsekwencją pozostaje więc to, że szkolenie powinniśmy postrzegać w kategoriach osiągnięcia określonych celów. Postrzegamy?



Nie zawsze! Miałem przyjemność rozmawiać z uczestniczkami „szkolenia” biznesowego, opartego na koncepcji „czerwonego i niebieskiego oceanu”. W skrócie koncepcja oceanów mówi o tym, iż lepiej znaleźć lub stworzyć rynek zbytu, na którym podaż nie nadąża za popytem (czyli rynek, na którym jest dużo miejsca dla nowych graczy), niż walczyć na rynku, na którym mamy duży popyt, ale jednocześnie dużą konkurencję. Genialne w swej prostocie? Oczywiście! Odkrywcze? Ależ skąd! Koncepcja jest równie stara, jak postęp technologiczny i handel, a samo jej opakowanie w niebieski ocean i czerwony ocean spotkało się z mocna krytyką (vide: Wikipedia, Blue Ocean Strategy). Zgadniecie, jakie wnioski ze szkolenia wyciągnęli uczestnicy, w zdecydowanej większości ludzie po studiach związanych z ekonomią i z finansami?

Z perspektywy uczestników szkolenie było doskonałe. Na pierwszym miejscu wymienili wspaniałego prowadzącego, który okazał się doskonałym mówcą, potrafiącym zaprezentować problem niebieskich i czerwonych oceanów w sposób przekonujący, zabawny, inteligentny, pełen ciekawych analogii i dygresji. W branży szkoleniowej, a zwłaszcza pseudoszkoleniowej, tacy ludzie to prawdziwy skarb. Nie tylko potrafią udowodnić dowolną tezę przy pomocy dowolnych argumentów, ale również sprawić, by uczestnicy szkolenia byli przekonani, iż kilka godzin poświęconych na słuchanie prelegenta było wartych swojej ceny. Ceny, która zwykle drastycznie przewyższa wartość merytoryczną pseudoszkolenia. 

No właśnie, a co z ową treścią merytoryczną, którą uczestnicy mieli wynieść z zajęć? Cóż. Przeciętna wiedza nie wykraczała poza prosty, podlinkowany powyżej artykuł z Wikipedii. Na szczęście, dzięki świetnemu prowadzącemu, nikomu to nie przeszkodziło ocenić pseudoszkolenie pozytywnie. Pełen sukces.

Perspektywa organizatora pseudoszkoleń


Perspektywa organizatora szkoleń jest diametralnie inna niż perspektywa klienta, co wynika z jego celów biznesowych. Szkolenia organizuje się po to, by na nich zarobić. Jak? Podam Wam klasyczny przykład hipotetycznego szkolenia dla 100 osób, kosztującego 1000 złotych od uczestnika. Wygląda tak: „Dzień dobry. Zapewne zadajecie sobie Państwo pytanie, jak osiągnąć 100 tysięcy złotych przychodu na pojedynczym szkoleniu. Zdradzę Wam ten sekret. Wystarczy zorganizować szkolenie o zarabianiu na szkoleniach, zebrać 100 osób i sprzedać im uczestnictwo w szkoleniu po 1000 złotych od osoby. Dziękuję, to wszystko”.


Śmieszne? Poniekąd. Niestety czasami równie prawdziwe. Na szczęście duża część szkoleń polega na przekazywaniu faktycznej wiedzy, opartej na praktyce i doświadczeniu prelegentów, oraz dotyczy bardzo specyficznej tematyki, której nie znajdziecie ani na Wikipedii, ani w podręcznikach i książkach. Jednocześnie nie brakuje firm twórczo wykorzystujących powszechnie znane zagadnienia, nierzadko o wątpliwej wartości merytorycznej, i budujących na nich szkolenia, które tak naprawdę szkoleniami nie są. Stąd termin pseudoszkolenie.

Z punktu widzenia organizatorów pseudoszkoleń kluczowym elementem jest wrażenie, jakie odniesie uczestnik. A skoro treść merytoryczna pozostaje w zakresie wiedzy książkowej (czy wręcz pochodzącej z Wikipedii lub blogów) szczególnie istotnym aspektem staje się postawa prowadzącego dane szkolenie. Jeśli prowadzący będzie w stanie wpłynąć na uczestników na tyle, by ci uwierzyli, że dana wiedza ma wartość merytoryczną, szanse na ich powrót na kolejne pseudoszkolenie i wydanie kolejnych „set” złotych rosną. 

I tak kręci się ten świat, jakby powiedział Bokonon, gdyby istniał. 

Pseudoszkolenie z punktu widzenia wiedzy


Każde szkolenie bazuje na wiedzy. Problem z pseudoszkoleniami polega na tym, że dana wiedza jest powszechnie dostępna! Na przykład mogę przeprowadzić szkolenie z Excela z zakresu tablic przestawnych, inkasując za nie po kilkadziesiąt (a może i kilkaset?) złotych od każdego uczestnika. Mogę. I gwarantuję Wam, że wszyscy uczestnicy szkolenia byliby bardzo zadowoleni! Jednakże mogę również odesłać potencjalnych uczestników do wyszukiwarki Google, aby tam, po kilku kliknięciach, trafili na stosowne artykuły na blogach dokładnie opisujące wszystkie zagadnienia związane z tworzeniem i stosowaniem w praktyce tablic przestawnych w Excelu.


Oczywiście, w ten sposób nie zarobię. Co więcej, nie zamierzam zarabiać na życie sprzedając coś, co jest powszechnie dostępne (ale to jedynie luźna dygresja, na poły filozoficzna). Niestety, taka postawa nie jest typowa i nieustająco przybywa pseudoszkoleń, które żadną miarą nie wnoszą absolutnie nic ponad powszechnie dostępną wiedzę. Wnioski?

Zanim traficie na szkolenie, dokładnie sprawdźcie jego program, zweryfikujcie kwalifikacje prelegentów, przeczytajcie na stronach Wikipedii i na blogach informacje o tym, czego szkolenie dotyczy. Jeśli znajdziecie wiele stron poświęconych danemu zagadnieniu, możecie mieć podejrzenie graniczące z pewnością, że dane szkolenie jest typowym pseudoszkoleniem, które pod względem merytorycznym nie wyjdzie poza powszechnie dostępne informacje.

A że merytoryczna pustka jest częściej regułą niż wyjątkiem, niech posłuży przykład kursu z zakresu analizy finansowej na Uniwersytecie Mälardalen. Niedawno sąd uznał, że ze względu na brak wartości praktycznej programu kursu, uczelnia musi zwrócić studentce całe czesne. Dodatkowo fatalną jakość programu kursu potwierdził szef szwedzkiego urzędu ds. szkolnictwa wyższego. Co z tego wynika?

Otóż, zanim wydacie ciężko zarobione pieniądze na szkolenie, poświęćcie kwadrans na sprawdzenie, czy faktycznie warto. Nie kierujcie się dyplomami, nagrodami i certyfikatami zamieszczonymi na stronach internetowych organizatora kursów (zwykle takie rzeczy nabywa się drogą kupna od różnych, samozwańczych agencji „certyfikujących”). Użyjcie rozsądku i Google’a. W dowolnej kolejności.

1 komentarz:

  1. Twierdzisz, iż "jak zarobić na blogu drugą wypłatę" to dobry temat na jeden z kolejnych postów? ;-) Challenge accepted! Swoją drogą gratuluję pomysłu na spam via wyniki wyszukiwania w Google. Intrygujący.
    A skoro nie zarabiam na blogu, to może faktycznie warto bliżej i krytycznie przyjrzeć się koncepcji wyświetlanej przez Google'a po wpisaniu "jak zarobić na blogu drugą wypłatę"? Osobiście nie skorzystam, ale temat na artykuł o wdzięcznym tytule "jak zarobić na blogu drugą wypłatę" zapewne niedługo się pojawi ;-) Dzięki za komentarz!

    OdpowiedzUsuń