Jeśli szukasz pracy, to
siłą rzeczy przeglądasz ogłoszenia na portalach z ofertami pracy, przeszukujesz
Google’a pod kątem posiadanych kwalifikacji, konkretnych stanowisk czy profili
firm. I znajdujesz dziesiątki interesujących ogłoszeń, dziesiątki stanowisk
adekwatnych do Twoich umiejętności i oczekiwań. Czytasz, sprawdzasz,
zapoznajesz się z firmą i jej otoczeniem, wreszcie tworzysz odpowiednie CV i
list motywacyjny. Wysyłasz, oczekując z niecierpliwością na odpowiedź. I co?
Świetna wiadomość, pracodawca otworzył Twoje CV!
I nic. Możesz dopisać
sobie w kolejnym CV godziny spędzane dziennie na pisaniu CV i listów
motywacyjnych, których nikt nawet nie przeczyta. A tym samym nikt nie
podziękuje Ci za Twój czas i nikt nie doceni Twoich starań. Znacie to? Na
pewno, to takie… Polskie.
Jeśli korzystacie z
przycisku „Aplikuj” na portalach oferujących pracę, to zapewne zauważyliście,
że otwarcie CV po stronie potencjalnego pracodawcy generuje maila w stylu
„Świetna wiadomość, pracodawca był tak łaskaw, że otworzył Twoje CV. Może nawet
je przejrzał”. Sarkazm? Poniekąd. A bierze się stąd, że taki komunikat
przychodzi jedynie przy okazji niektórych firm i niezbyt często!
Poniższy artykuł by nie
powstał, gdyby nie moja rozmowa o pracę w jednym z bardziej słonecznych stanów
USA. A ponieważ ów stan planuje niedługo rozpaść się z hukiem na kilka części,
więc nie zamierzam tam emigrować. Na szczęście jest XXI wiek i można pracować
online. Napisałem więc moją nieformalną angielszczyzną maila do owej firmy bez
jakichkolwiek nadziei, że uda się dogadać. I byłbym o sprawie zapomniał, gdybym
tego samego dnia, późnym wieczorem naszego czasu, nie otrzymał odpowiedzi.
Dogadać się nie udało z
powodu różnicy czasowej, a do tego firma co jakiś czas obligatoryjnie gości
wszystkich współpracowników w swojej siedzibie, co ze względu na logistykę (bilet
lotniczy drogi, a kajakiem płynie się dwa miesiące w jedną stronę) okazało się
dla mnie nierealne. Mniej więcej tego się spodziewałem. Ale to nie koniec.
Pracy w bród, chętnych nie ma. A ponoć bezrobocie
Znacie zwrot
„Skontaktujemy się jedynie z wybranymi kandydatami”? Zapewne tak. Jest on równie
oklepany, co inne standardowe zwroty z ofert pracy: „praca w młodym,
dynamicznym zespole”, wymaganie „kreatywności” bez względu na stanowisko, „umiejętności
organizacji pracy” oraz, warunek praktycznie bezwzględnie konieczny:
„umiejętność pracy pod presją czasu”. To ostatnie szczególnie „dobrze” świadczy
o kadrze zarządzającej firmy oferującej dane stanowisko, ale to tak na
marginesie.
Wracając do słonecznej
Kalifornii. W mailu, który otrzymałem, podziękowali mi za odpowiedź na ich
ogłoszenie, podziękowali mi za poświęcony czas, napisali, że lubią Polskę i
Polaków (co oznacza, że faktycznie przeczytali moją aplikację) oraz dodali, abym
w razie przeprowadzki do USA koniecznie się do nich odezwał. To miłe. Przeprowadzać
się nie zamierzam, pomimo tego, że wróżka nie wywróżyła mi opuszczenia tego łez
padołu przy okazji trzęsienia ziemi (ale to była polska wróżka, więc ze względu
na statystykę, tej opcji zapewne nie brała pod uwagę).
Z ciekawości dopytałem, czy
w USA odpowiada się na każdą nadesłaną aplikację. Moja mailowa interlokutorka
była szczerze zdziwiona, jak można nie odpowiedzieć na wysłane CV. Przesłanie
odpowiedzi, podziękowanie za nadesłanie CV świadczy przecież o wizerunku firmy!
Ma rację? Oczywiście! Jak na tym tle wypada Polska i nasi pracodawcy?
„Skontaktujemy się
jedynie z wybranymi kandydatami” to jedynie wierzchołek góry lodowej. A że ciekawość
to pierwszy stopień do piekła… Ruszyłem śmiało kolejnymi schodkami naszego „rynku
ofert pracy”. W wolnej chwili dokładniej przejrzałem ogłoszenia o pracę w kilku
firmach reklamowych (z takimi współpracuję freelance’owo) szumnie podpisujących
się emblematami typu „nowoczesna”, „innowacyjna”, „profesjonalna”. I w kilku
przypadkach trafiłem na ogłoszenia, które wielokrotnie przekroczyły swój wiek
emerytalny (doczekały się nawet kopii na Web.Archive.org sprzed kilku miesięcy).
Jak to możliwe? Ogłoszenie wisi pół roku i firma nikogo nie znalazła na dane
stanowisko (bynajmniej niewymagające specjalistycznej wiedzy, związanej z
poszukiwaniem inteligentnych form życia w Sejmie. To znaczy na Marsie).
Przedziwna sytuacja.
Elżbieta Bieńkowska i praca za 6000 zł
Odpowiedź jest banalnie
prosta i przy okazji tłumaczy, dlaczego Twoje podanie o pracę nie jest nawet
otwierane. Otóż firma, która dynamicznie się rozwija, musi szukać nowych
pracowników. I vice versa – jeśli firma szuka nowych pracowników, to znaczy, że
rozwija się dynamicznie. A stąd już tylko krok do budowania wizerunku
dynamicznej, rozwijającej się firmy, w oparciu o poszukiwanie pracowników.
Których, tak naprawdę, nikt nie szuka.
Właściwie nikogo nie
interesuje, że tracisz godziny na pisanie CV i listów motywacyjnych,
dostosowanych do konkretnych firm i stanowisk. Nie jesteś grupą docelową, do
której de facto ogłoszenia o pracę są kierowane. W najlepszym razie stanowisz
przypadkową ofiarę.
Do czego zmierzam? Do międzynarodowego
porównania kultury pracy i szacunku dla innych. Możemy narzekać na Amerykanów,
na ich kiepską wiedzę ogólną i przedziwną wiarę, że każdy jest „The best of the
best of the best!” (Men in Black? Chyba tak). Ale prawda jest taka, że
Amerykanie traktują się z szacunkiem i nie rzucają sobie kłód pod nogi przy
byle okazji. Co więcej, jeśli jest taka potrzeba, nawet szef pomoże Ci w pracy
zamiast „jechać po premii”.
Nie narzekam. Mamy taką
kulturę pracy, jaką stworzyliśmy, co świetnie obrazuje postać Elżbiety
Bieńkowskiej (abstrahuję od naszej sceny politycznej, coraz dobitniej
domagającej się zdecydowanej interwencji psychiatry) i jej słynnych słów o pensji
w wysokości sześciu tysięcy złotych. Nie liczy się człowiek i jego praca. Tak
naprawdę wartość człowieka określa wypłata i stanowisko. Co rodzi pytanie, czy
szacunek można mieć jedynie do tych, których nie można zdeptać, gdyż stoją
wyżej w hierarchii dziobania?
Co z tego wynika? Bardzo
wiele. Firma to grupa ludzi, którzy razem są w stanie stworzyć więcej, niż może
stworzyć każdy z osobna (za przykład niech posłuży historia odkrycia DNA). Naszego,
polskiego rozwoju nie hamuje jedynie chore prawo, ale przede wszystkim brak
szacunku dla innych. Co ostatecznie prowadzi do spadku innowacyjności i
efektywności oraz do wzrostu poziomu kontroli połączonego z wprowadzaniem coraz
mniej elastycznych procedur i pozostawianiem coraz mniejszej przestrzeni
decyzyjnej pracownikom niższego szczebla.
To nie jest droga
prowadząca firmy do innowacyjności i do rozwoju. Jeśli już, to do wewnętrznej,
zimnej wojny i, w najlepszym razie, do stagnacji. Co de facto, w dzisiejszych
czasach, oznacza regres.
Mylę się, o Kadro Zarządzająca?
Ja spędzałam jeszcze rok temu godziny na pisaniu i wysyłaniu CV. Bez skutku.. Zdesperowana postanowiłam skorzystać z usług doradztwa w karierze https://www.expercikariery.pl/oferta/doradztwo/doradztwo-w-karierze/. Konsultanci tej firmy mają ponad 15 letnie doświadczenie zawodowe w obszarze HR i biznesu. To dzięki nim teraz mogę się cieszyć dobrze płatną pracą zgodną z moimi kompetencjami.
OdpowiedzUsuń